< Księgarnia | Wystawa (Polska)

Księgarnia | Wystawa (Polska)
2017-02-17 do 2017-03-17 Flow / Powrót Suma
kuratorzy: Agnieszka Brzeżańska / Ewa Ciepielewska / Joanna Sokołowska / Kamil Kuitkowski / Kola Śliwińska

2017-02-17 do 2017-03-17
Flow / Powrót Suma
kuratorzy: Agnieszka Brzeżańska / Ewa Ciepielewska / Joanna Sokołowska / Kamil Kuitkowski / Kola Śliwińska

Flow / Powrót Suma

artystki i artyści: Iddi Bashir / Agnieszka Brzeżańska / Ewa Ciepielewska / Joanna Duda / Łukasz Dybalski / Habima Fuchs / Jakub Gliński / Adam Gruba / Justyna Górowska / Renata Kamińska / Tamás Kaszás / Katarzyna Kukuła / Anikó Loránt / Małgorzata Markiewicz / Bartek Materka / Karolina Mełnicka / Justyna Mędrala / Krzysztof Mężyk / Muzealne Biuro Wycieczkowe / Dominika Olszowy / Sławomir Pawszak / Katarzyna Przezwańska / Alicja Raczkowska / Mathilde Rosier / Helena Siemińska / Kama Sokolnicka / Małgorzata Szymankiewicz / Angelica Teuta / Amanda Wieczorek / Luka Woźniczko / Eva Vermandel / Anna Zaradny (we współpracy z Szymonem Rogińskim)

zespół kuratorski / curatorial team: Agnieszka Brzeżańska / Ewa Ciepielewska / Joanna Sokołowska / Kamil Kuitkowski / Kola Śliwińska


FLOW / PRZEPŁYW to forma wspólnego doświadczania rzecznego ekosystemu i podążanie za jego różnorodnością biologiczną i kulturową. Stając się przewodniczką, rzeka prowadzi jednocześnie do odświeżenia twórczego eksperymentu jako otwarcia na przepływ - stan uniesienia i radości wywołany oddaniu się bezinteresownie jakiejś czynności lub kontemplacji. Przepływ określany bywa także jako "niesienie falą", czy "unoszenie się na wodzie" i towarzyszyć mu może doznanie wolności, utrata poczucia czasu i rozpłynięcie samoświadomości.

Wystawa FLOW / POWRÓT SUMA jest jedną z odsłon działań związanych z rezydencjami i plenerami artystycznymi organizowanymi na Wiśle i innych miejscach przepływu przez Ewę Ciepielewską, Agnieszkę Brzeżańską we współpracy z Fundacją Razem Pamoja pod nazwą FLOW / PRZEPŁYW.

Inauguracja działań FLOW / PRZEPŁYW odbyła się we współpracy z Gdańską Galerią Miejską pod nazwą FLOW / MOTŁAWA w lipcu 2016 roku przy użyciu galara Solny jako mobilnej platformy rezydencji artystycznej. Podróż odbyła się pod prąd z Gdańska do mazowieckich Kozienic z przystankiem na plener na Kępie Zielonej pod Ciechocinkiem. We wrześniu galar Solny zakończył sezon udziałem w Święcie Wisły. Kolejna odsłona FLOW / BERLIN wystawa i cykl performance we współpracy z Bel Etage - odbyła się na barce Haimatland przycumowanej w Historycznym Alter Hafen na Szprewie.

Więcej o FLOW / PRZEPŁYW tutaj >>> https://www.facebook.com/flowprzeplyw/?fref=ts.

Część prac realizowanych w związku z FLOW / PRZEPŁYW zostanie włączona w drugą aukcję sztuki współczesnej Fundacji Razem Pamoja, która odbędzie się 5 kwietnia 2017 w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie, i przyczyni się do kontynuacji działań na galarze Solny.
 

 

"Powrót suma, relacja z miejsca wydarzeń."


Kupcie mi haczyki! Chciałabym łowić ryby-powiedziała A. 

Robilismy listę zakupów na najbliższe dni i każdy mógł sobie czegoś zażyczyć. A. chciała haczyki, których na naszej łodzi nie było, bo nigdy nie łowimy ryb i wolimy dietę wegetariańska. Nasz regulamin łodziowy zakłada jednak brak sztywnych reguł i dostosowanie do sytuacji. 

Przypłynęliśmy z Gdańska na drewnianym galarze, pod banderą Ziemi i zatrzymaliśmy się naprzeciw Ciechocinka, na wyspie zwanej Kępa Zielona. Kiedyś była zasiedlona przez ludzi, teraz jest ostoją dzikich zwierząt. Brzegi gęsto porośnięte osiką, wierzbą i jałowcem, ale cały interior to wielka, zielona łąka ze śladami po sadach i drogach. 

My przycupnęliśmy na skraju wyspy- było tam trochę piasku i miejsce na namioty i ognisko, a nawet na łazienkę odosobnioną od obozu zatopioną topolą, której nagie konary sterczały dramatycznie w niebo. W naszej łazience mieszkał szczupak, albo kto inny, bo zawsze tam coś pluskało i hałasowało. 

Ta wyspa, to było wymarzone miejsce na plener. Zaprosiliśmy artystów i teraz zjeżdzali się z różnych stron. Przynajmniej raz dziennie łódka kursowała na lewy brzeg, żeby kogoś odwieźć lub przywieźdź. Było nas jedenaścioro: A., A. i A., E., M., K. i L., oraz B., K., M. i M.. Odbieraliśmy właśnie kolejną grupę: B., z synem F., oraz I. z Kenii, który przed paroma godzinami przyleciał pierwszy raz do Polski.

Wtedy pojawił sie człowiek zwany Diabeł.

- Chcecie kupić rybę?-zapytał. Wahalismy się, ale zwyciężyła ciekawość, no i haczyków nie było. 

- To duża ryba!-dodał. Nie wyobrażaliśmy sobie, że może byc za duża na czternaście osób.

Zobaczylismy ją wkrótce-to był Sum, jeszcze żywy, ale zdawało sie, że nie ma szans. Nieśli go we dwóch, sznur miał przeciagnięty przez skrzela, za głową. Byliśmy wstrząśnięci. Nie myśleliśmy już o jedzeniu, ale chyba, żeby mu skrócić cierpienie. Transakcja została dokonana i wrzucili go na pokład. 

Leżał zajmując całą szerokość dziobu-ze dwa metry.

Nie wierzyliśmy, że przeżyje. Popłynęliśmy z powrotem na wyspę i tam, na łodzi zabiliśmy go. Krew spływała, a my zbieraliśmy ją i myliśmy do czysta deski. Unosił się wyraźny zapach świeżej posoki. Bylismy podnieceni, zdeterminowani, smutni. To była Ofiara. Nieoczekiwane, wymuszone Przymierze, które nieodwracalnie nas z czymś połączyło…

A. czuła się odpowiedzialna za Rybę i całkowicie poświęciła się jej oprawianiu. Nie bez wysiłku kroiła wielkie ciało na porcje. Każde wiadro i miskę mieliśmy wypełnione mięsem suma. Tej nocy piekliśmy je na ruszcie nad ogniskiem. Czuwaliśmy do wschodu słońca. Obcowaliśmy z widzialnym i niewidzialnym. Chcieliśmy dowiedzieć się o nim wszystkiego: był drapieżnikiem ze szczytu drabiny pokarmowej, zjadał ryby, ptaki i małe ssaki, nawet psy. Po wyglądzie i wadze sądząc, musiał być dość stary-lat 20, może więcej. Jedliśmy go przez kolejne trzy dni, na różne sposoby, a potem popłynęliśmy dalej w górę rzeki. Było pięknie, jak to na Wiśle, a jednak w głębi…

Kilka dni później mijaliśmy Wyszogród. Zawsze spotykam tam E., który mieszka w starym rybackim domu, tuż koło przystani. Rozgladałam się, ale go nie było. 

Niebawem dogonił nas na swojej łódce . -Mam coś dla was-mrugną porozumiewawczo i rzucił na pokład...suma. Ten był młody, smukły, oczka patrzyły , wąsiki drgały leciutko. 

E. zawrócił i ruszył w stronę wyspy na dalsze łowy. Włożyliśmy suma do wiadra z wodą i popłynęliśmy dalej. Bez słów było wiadomo, co zrobimy: za zakrętem wypuściliśmy go do Wisły, uff. 

Tej nocy ułożyliśmy się wokól ogniska, na piaszczystej wyspie. Zaczynała się sierpniowa pełnia księżyca. Było dobrze.

Rano ruszyliśmy dalej, a w kilka dni później dotarliśmy do Kozienic. Chcielismy zbadać, co tam stawiają w poprzek rzeki. Stawiali betonową zaporę pod elektrownią. Popłynęlismy jeszcze kawałek w górę, do promu, bo stamtąd jest blisko do sklepu, gdzie chcieliśmy zrobić zakupy. Na slipie z betonowych płyt namalowany był niebieską farbą sum. 

Napis pod nim głosił: SUMA SUMARUM SUMA NIE MA.

Ewa Ciepielewska